no przecież to się dzieje teraz i bez tych 10%, więc nie wiem, o czym mowa. szkopuł w tym, że w demokracji takiej jak obecnie NIE MA SZANS na przeprowadzenie żadnych zmian – zapomnijcie o tym.
z kilku powodów:
1. wdrażanie wolnorynkowych reform ZAWSZE wiąże się ze spadkiem praktycznie wszystkich wskaźników ekonomiczno-gospodarczych. dzieje się tak dlatego, że wskaźniki te były przez cały okres trwania socjalizmu sztucznie utrzymywane przez rządowych rachmistrzów na wysokim poziomie albo na poziomie gwarantującym jeśli nie wygranie wyborów, to przynajmniej wejście do parlamentu, a lud otumaniony „wskaźnikami, wykresami i analizami ekspertów” przez cały czas podejmował decyzje w oparciu nie o to, co realne i rzeczywiste, lecz o to, co stanowiło zafałszowany i zmanipulowany obraz rzeczywistości.
tymczasem z chwilą wprowadzenia wolności ekonomicznej rynek zacząłby się oczyszczać jak gospodarka zdrowego organizmu żywego po przebytej chorobie – bankrutowałyby kolejno wszystkie nierentowne przedsiębiorstwa i państwowe spółki: huty, kopalnie, stocznie, padałyby jak muchy rządowe monopole. wolny rynek wymusiłby zmiany albo doprowadził do plajty. wiele tzw. drapieżnych korporacji, będących dzisiaj chłopcem do bicia dla rozmaitych lewaków, na wolnym rynku nie mogłoby działać z taką swobodą jak obecnie, gdyż schowane pod państwowym parasolem, który gwarantuje im bezpieczeństwo przychodów poprzez rozmaite regulacje utrudniające czy wręcz uniemożliwiające wejście na rynek konkurencji, mogą sobie pozwolić na dowolne praktyki, bo czują się bezkarne, wypasając się na łące państwowych regulacji.
w ujęciu najbardziej ogólnym sprawa wygląda następująco: według klasycznej teorii ekonomii zmiany w gospodarce zachodzą natychmiast po bodźcu, który je powoduje. liberałowie w XIX wieku, wierzyli, że tak rzeczywiście jest. w XXI wieku już wiedzą, że tak nie jest – że efekty zmian w polityce rządu dopiero po kilku latach dotrą z Warszawy do Ustrzyk Dolnych, przy czym w odróżnieniu od socjalistów uważają, że to zupełnie nic nie szkodzi.
krótko: gdyby na mocy decyzji politycznych wprowadzić kapitalizm w takim kraju jak III RP, wskaźniki ekonomiczne spadłyby na łeb na szyję. wzrosłoby również bezrobocie. wszystko z powodu bankructwa nierentownych firm i państwowych molochów oraz wypieprzenia z posadek kilkuset tysięcy pasożytów. po okresie tąpnięcia wszystko zaczęłyby wracać do normy wraz z powstawaniem konkurencyjnych przedsiębiorstw dostosowanych do wymogów gospodarki wolnorynkowej.
ALE LUD NIGDY NIE ZROZUMIE i nie zechce zaakceptować jako konieczności.
po 5 latach durnej demokracji ponownie wybierze socjalistę. i znowu się zacznie rzeźbienie w gównie.
2. nawet jeśli do władzy w demokracji dojdzie partia „zaciskania pasa” (krytyczna wobec idei państwa opiekuńczego), to rzadko zdobywa się na odwagę, by całkowicie zlikwidować porzucić politykę „szczodrej ręki” – ponieważ skoro już owa partia objęła stery rządów, to ma 5 lat na obmyślenie strategii przyszłych wyborów, anie na rządzenie. politykę zaciskania pasa zastępuje więc rychło polityka ściągnięcia pasa o jedną dziurkę, co de facto oznacza wykonanie jednego kroku wstecz od finansowej przepaści. w demokracji bowiem najlepszym politykiem jest ten, kto najwolniej zmierza ku katastrofie.
w każdym razie miał rację Tocqueville, kiedy pisał o rewolucji francuskiej, że „rewolucja przeprowadzona przez despotę mniej by nam może przeszkodziła stać się kiedyś wolnym narodem niż rewolucja dokonana w imię suwerenności ludu i przez lud.”